czwartek, 4 grudnia 2014

Tapety, małpy i mysz.



Wystawa "Obraz to za mało", pokazywana we Wrocławskiej BWA to dzieła Wojciecha Pukocza. We mnie wywołała ona dość skrajne emocje.  Jeśli ekspozycja, która jest widoczna z zewnątrz miała zachęcić do wejścia to... ja bym nigdy tam nie weszła.  Te "dzieła" niestety zbyt mocno przypominają mi wzorniki do tapet i wiem, że nie tylko ja podzielałam to zdanie.  Nie wiem czy o takie 'emocje' chodziło autorowi, tak na prawdę to nie wiem o co w ogóle mu chodziło jeśli chodzi o ten cykl. 

W tej części wystawy wraz z "tapetami" znajduję się również sala,  w której na środku stał ludzik.  Napełniał się powietrzem, po czym je tracił i tak w kółko. Komentarzem do niego były dwa ekrany, gdzie wyświetlano ten sam kilkuminutowy filmik. Przedstawiał on reakcje dwóch dziewczyn, które wg mnie patrzyły właśnie na tego ludzika.  Gdy weszłam do sali i obserwowałam co się dzieje z ludzikiem musiałam mieć podobny wyraz twarzy, można by wręcz powiedzieć że byłam nimi te kilka minut. 

Dla mnie najciekawszymi pracami, całej wystawy były rysunki owadów zatopione w żywicy. Nie dość, że było to coś czego nigdy wcześniej nie widziałam to jeszcze sam pomysł był genialny. Skoro zatapiamy żywe stworzenia w żywicy by je uwiecznić to czemu nie zatopić rysunku?  Przynajmniej żadne stworzenia nie giną. 

W drugiej części wystawy,  w salach po prawej stronie od wejścia znajdujemy małpy. Dużo małp. Są małpy w pięknych, dekoracyjnych ramach. Są małpy w codziennym życiu.  Zmuszały one trochę do refleksji, do interpretacji. Czy autor chciał pokazać człowieka jako prymitywną małpę? Czy może ma on słabość do małp i nie ma to podtekstów?  Jest jeszcze opcja, że autor widział zbyt dużo razy "Płanetę Małp' i postanowił stworzyć własną. W filmie małpy próbowały zawładnąć światem ale nauczyły się tych wrogich instynktów od ludzi. Tak, więc może i autor pokazując małpę z orderami, jak u generała chce nam powiedzieć ze jesteśmy pełni zwierzęcych instynktów, nie zawsze tych dobrych. 

W wystawie zwróciła na mnie uwagę jeszcze jedna rzecz, a w sumie wideo - myszy wsadzonej do labiryntu. Na środku znajduję się ser i ma ona do niego dojść. Przyznam, że cały filmik kibicowałam skrycie myszce i jak początkowo pomyliła drogę aż wstrzymałam oddech. Prawie jak na dobrej telenoweli, gdzie pomimo, że wiesz jak się wszystko i kto kogo zdradził to i tak oglądasz każdy odcinek by obserwować zmagania głównego bohatera.   
Mysz wygrała ser, mogłam iść spokojnie do domu.

3 komentarze:

  1. Kamila, a ten dmuchany ludzik to nie był krzyż? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak teraz myślę, że możesz mieć racje, chociaż ja w nim widziałam ludzika :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ja widziałam jedno i drugie zarazem ;-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.