Mija tydzień od zakończenia
wystawy. Na początek trochę danych. Jak donoszą media, wystawę obejrzało ok 45
tys. zwiedzających, co jest prawie połową oczekiwań kuratorów (organizatorzy
mieli nadzieję na co najmniej 100tys.). Miasto wydało na organizację wystawy ok
3 mln złotych, na sprzedaży biletów zarobiono 1mln. Nie trzeba specjalnych
kalkulacji aby stwierdzić ile pieniędzy miasto straciło i że wystawa była
rozczarowaniem – takie głosy przynajmniej słychać w większości. Mam wrażenie, że wszyscy bez wyjątku do
wystawy podeszli negatywnie, za co obwiniłabym samych organizatorów.
Mieszkańcom Wrocławia obiecywano wielkie nazwiska (jak zawsze), prasa
rozpisywała się o sukcesie kuratorów, po czym okazało się że tak naprawdę na
wystawie nie ma nic co przeciętny miłośnik sztuki chciałby zobaczyć. A to
podobno jeszcze odbitki, bilet wstępu kosztuje tyle co 4 godziny ciężkiej pracy (Kto może
sobie pozwolić na taką przyjemność?). Do tego jeszcze atmosferę rozgrzała sama
kuratorka, zarzucając odwiedzającym że ich
krytyczne podejście do wystawy to spadek po komunie. Mnie osobiście
wystawa nieszczególnie poruszyła, ani zamieszanie wokół niej. Uważam że
Wrocław nie jest jeszcze gotowy na tego typu na wystawy, ani mentalnie, ani
finansowo. Pomysł kuratorów na wystawę
uważam za ciekawy i oryginalny ale takie wystawy mogłoby się spodobać w innych europejskich
miastach – w których zwiedzający nacieszyli się już Wielkimi Dziełami, a
korrida byłaby dla nich miłym urozmaiceniem. Wrocław, w sprowadzaniu pożądanych dzieł ma spore braki,
a sądząc po ostatnich wydatkach raczej
długo poczekamy zanim wydarzy się coś naprawdę wartego zamieszania, pozostaje
nam niedosyt i odwieczne zerkanie na Zachód.
[Przy okazji wystaw - pragnę dodać iż do lutego w Krakowie jest wystawa 173 prac Olgi Boznańskiej, zebranych na tę okazję z całego świata :)]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.